Jak to mówią… Pieniądze odrobisz a wspomnień nie 🙂
Na wypożyczonym rowerze, któremu łańcuch tak skrzypiał, że inni zjeżdżali na bok i nie potrzebowałem dzwonka. Od razu było słychać, że jadę 🙂 Ale dojechałem. Bez bólu kolana! Nie wiem, czy to zasługa wystrzału dopaminy, czy po prostu tak się jeździ po prostym terenie. W sensie łatwo. Bo zmęczenie jest mniejsze, niż jak się zrobi 50 km po pagórkach.
Poniżej mapa Gminy Igołomia-Wawrzeńczyce (obszar na szaro) Kolorem czerwonym oznaczono drogi już „zaliczone”. Drogi oznaczone kolorem białym — do zaliczenia. Reszta wokół wycięta. Pomarańczowe — to granica gminy.
Wszystkie ślady GPS w dostępne w plikach GPX zebrane za pomocą aplikacji mobilnej Strava lub zegarka Garmin. Być może w przyszłości udostępnię interaktywną mapę, ale muszę jeszcze pomyśleć jak to fajnie wykonać. Przykładowo StatsHunters zbiera wszystkie aktywności (z możliwością ich filtrowania) ale mam w planie własną aplikację z możliwością wycięcia tylko wybranego obszaru.
Wander.Earth — (81.00 % Complete) niestety nie jest zbyt dokładne :/ nie zbiera wszystkich dróg. Jak każda z aplikacji bazuje na ogólnodostępnej mapie OSM jednak ta w szczególności „na wioskach” nie jest zbyt dokładnie oznaczona – jak chodzi o drogi. Przykład: wiele jest dróg dojazdowych, które powinny być jako „polna lub leśna” albo „czwartorzędna”, lub „lokalna” przez to właśnie mapa/ aplikacja nie uwzględnia dróg tego typu. Oczywiście poprawiam mapę (skoro gdzieś byłem to wiem co tam jest). I zachęcam wszystkich do nanoszenia poprawek swojej okolicy, dzięki czemu jakość map będzie jeszcze dokładniejsza 🙂
Zostało dosłownie kilka dróg i ewentualne „poprawki” bo być może coś przeoczyłem / coś mi umknęło. Być może można wjechać gdzie założyłem, że wjechać nie można.
Starałem się unikać prywatnych terenów (tylko drogi publiczne, ogólnodostępne) ale i tak wiem, że w kilka pól pojechałem za daleko. Przepraszam, wyglądało to jak droga dojazdowa. Teraz przy planowaniu trasy posiłkuję się Geoportalem i siatką działek, więc łatwiej wykluczyć tereny prywatne.
Trochę tam się popedałowało. Pogoda w końcu się lepsza zrobiła po zimie to i większa ochota na rower się wdrapać. Choć w czasie zimy jak zostawiłem rower tak stał aż do niedawna. Kapeć, o którym pisałem wcześniej Rowerowo – księga druga okazał się maleńką dziurką. Wjechałem w jakiś kolec na bezdrożu 🙂 Był pierwszy demontaż koła. I klejenie pierwszej łatki. Od czasu do czasu muszę dobić ciśnienie, ale w miarę trzyma. Jeździć się da.
Jeżdżę! Jak tylko czas i pogoda pozwalają, to pedałuję. Kupiłem sobie nawet kask. A co! Może będzie głowa trochę bezpieczniejsza. I cyk, od razu +5 pkt do szpanu. Taki rekwizyt a dodaje wyglądu profesjonalnego rajdera. Póki co cały czas się uczę, swojej wytrzymałości, roweru, rozkładu sił, doboru prędkości i biegów, mierzę czas — aby zdążyć, wrócić przed zachodem słońca (choć od Małżonki mam także mrugadełko tzn. lampkę). Jest całkiem spoko. Już nie mam języka do pasa. Mam język mniej więcej do pach. Ale postępy widać w rozkładzie sił. Jest coraz lepiej.
Zrobiłem około 200km. (tak, tak, wiem, niektórzy 200 łykają na jednej przejażdżce, ale ja raz, że nie robię tego profesjonalnie, dwa robię to po pracy, więc mam powiedzmy około godzinę jazdy dziennie [biorąc pod uwagę aktualną porę roku i godzinę, o której słońce idzie już spać] dodatkowo zakładając, że jest dobra pogoda i nie mam innych obowiązków). Inną kwestią jest ukształtowanie terenu, które nie jest płaskie jak w innych rejonach kraju — ale potraktujmy to tylko jako wymówkę. Niech te wszystkie pagórki to będzie wyzwanie!
I tak sobie śmigam nie tyle, by zrobić jak najwięcej kilometrów, tylko aby być w każdym miejscu, na każdej drodze, gdzie da się wjechać rowerem — oczywiście bez wjeżdżania na prywatne działki (przynajmniej się staram) więc wszelkie główne, polne, leśne, utwardzone i nieutwardzone drogi nazwijmy to „zaliczam”. Chcę być na każdej możliwej do przejechania publicznej drodze.
Sklep gdzie kupiłem rower, podobno reklamowali reklamację, jak widać bez rezultatu, ale z powodzeniem — jakkolwiek to brzmi. Ostatecznie mam wymienione oba pedała oraz całą korbę (albo co najmniej oba ramiona). Przy okazji z zachowaniem terminu zrobiony pierwszy przegląd, na którym sprawdzono szereg rzeczy np. hamulce, przerzutki, dokręcenie śrub, ciśnienie w kołach... Więc niby wszystko na tip-top.
Rower odebrałem 17 Października po ustaleniu terminu odbioru z serwisem. Wyjechałem i…. coś mi nie gra, coś źle jedzie. Patrzę KAPEĆ! W sensie nie but taki tylko brak powietrza w tylnym kole. Przypomnijmy czy do kół było zaglądane podczas przeglądu? (patrz pogrubienie akapit wyżej). Facepalm.jpg no ale najlepszym się zdarza, szybkie pompowanie i jedziemy dalej…
Odbierając swój, jednocześnie do przeglądu zostawiłem rower małżonki, który był już gotowy (po przeglądzie) następnego dnia :). Oczywiście zgłosiłem wszelkie uwagi jak na przykład to, że przerzutki na dowolnym biegu tak układają łańcuch, że ociera się niemile, strzela, spada i inne cuda. Mam nadzieję, że to tylko kwestia regulacji i chłopaki z tego sklepu zrobili co trzeba 🙂
Czyli niby wszystko dobrze. Git. Rower odbieram 28 Października.
Wracając do jazdy, jestem w miejscach, o których istnieniu nie miałem pojęcia. W miejscach, w których nigdy nie byłem, i nie wiedziałem co tam jest. Poznaję, gdzie prowadzą drogi i dróżki 🙂 Obserwuję przepiękne widoki w tym zachody słońca. Znam miejsca dzikiego wysypywania śmieci, oraz ich spalania (niektóre są nawet widoczne z kosmosu).
Tu to nawet jakieś szczyty górskie widać, tylko nie wiem, co to dokładnie jest… Tatry? Ktoś rozpozna wierzchołki?
Jestem aktywnym użytkownikiem platform sprzedażowych wszelkiej maści. Platformy te — agregują różnych sprzedawców, tworząc jeden wspólny marketplace (po naszemu po prostu bazar?). Dzięki takiemu podejściu osoba szukająca danego przedmiotu, z bardzo dużym prawdopodobieństwem go znajdzie. Mało tego! Oprócz szerokiej oferty różnorodnych dóbr klient może wybierać spośród wielu ofert tego samego przedmiotu. Sprzedający mają więc nazwijmy to „motywację” by zapewnić jak najlepszą obsługę klienta (i tym samym zachęcić do sfinalizowania transakcji). To w sumie dobrze, bo zyskuje klient.
Jednym z czynników pływających na jakość sprzedaży (sprzedawcy) jest czas odpowiedzi na zadane przez klienta pytanie. Im szybciej odpowiesz, tym lepszy wskaźnik (odpowiedzi) otrzymujesz — który wlicza się do całości oceny sprzedaży. Warto jest więc dbać o terminowe i jak najszybsze odpowiedzi.
No i w czym problem można by zapytać? A no w tym, że część sprzedawców, zamiast odpisywać na zapytania klientów, zaprzęgło do pracy maszyny. Maszyny te wykonują zadane im wcześniej polecenia. Nietrudno się domyślić, że w tej sytuacji, aby zachować wysoki wskaźnik odpowiedzi na każdą otrzymaną wiadomość dostaniemy.. a jakże! wiadomość zwrotną z regułką ustaloną przez zapobiegliwego sprzedawcę.
Czy to jest problem? No niby nie. Ale co się stanie gdy od jednego sprzedawcy kupi inny sprzedawca? Mają się nawzajem zbombardować i zapętlić autorespondery?
Niektóre platformy ustaliły sobie, że do czasu odpowiedzi wlicza się tylko pierwsza odpowiedź, czyli pierwsza reakcja na zadane pytanie. No bo gdy odpowiemy na pytanie kupującego (rozwiejemy jego wątpliwości), to ten w odpowiedzi może nam po prostu podziękować. Na co słusznie nie powinno być obowiązku odpowiedzi, a tym samym wskaźnik nie powinien tego uwzględniać. Nienaturalnie byłoby na takie coś wysyłać odpowiedzi, byle tylko sprzedający ZAWSZE udzielił odpowiedzi jako ostatni.
Ale nie! Są i tacy, którym odpiszesz cokolwiek, i dostajesz regułkę.
SPRAWDZAM!
czy te wiadomości ktokolwiek czyta? Postanowiłem temu przemiłemu sprzedającemu powysyłać nieco literatury. I tak padło na Pana Tadeusza.
Kiedy ktokolwiek z drugiej strony zareaguje? Kiedy to wyłączy? Kiedy zacznie odpisywać i szanować mój czas? Okaże się wkrótce.