Jeżdżę! Jak tylko czas i pogoda pozwalają, to pedałuję. Kupiłem sobie nawet kask. A co! Może będzie głowa trochę bezpieczniejsza. I cyk, od razu +5 pkt do szpanu. Taki rekwizyt a dodaje wyglądu profesjonalnego rajdera. Póki co cały czas się uczę, swojej wytrzymałości, roweru, rozkładu sił, doboru prędkości i biegów, mierzę czas — aby zdążyć, wrócić przed zachodem słońca (choć od Małżonki mam także mrugadełko tzn. lampkę). Jest całkiem spoko. Już nie mam języka do pasa. Mam język mniej więcej do pach. Ale postępy widać w rozkładzie sił. Jest coraz lepiej.
Zrobiłem około 200km. (tak, tak, wiem, niektórzy 200 łykają na jednej przejażdżce, ale ja raz, że nie robię tego profesjonalnie, dwa robię to po pracy, więc mam powiedzmy około godzinę jazdy dziennie [biorąc pod uwagę aktualną porę roku i godzinę, o której słońce idzie już spać] dodatkowo zakładając, że jest dobra pogoda i nie mam innych obowiązków). Inną kwestią jest ukształtowanie terenu, które nie jest płaskie jak w innych rejonach kraju — ale potraktujmy to tylko jako wymówkę. Niech te wszystkie pagórki to będzie wyzwanie!
I tak sobie śmigam nie tyle, by zrobić jak najwięcej kilometrów, tylko aby być w każdym miejscu, na każdej drodze, gdzie da się wjechać rowerem — oczywiście bez wjeżdżania na prywatne działki (przynajmniej się staram) więc wszelkie główne, polne, leśne, utwardzone i nieutwardzone drogi nazwijmy to „zaliczam”. Chcę być na każdej możliwej do przejechania publicznej drodze.
Rower? KROSS nie uznał mojej reklamacji (https://sasni.eu/archives/1017-kupilem-sobie-i-zonie-rower-i-juz-oba-sa-zepsute.html), ale doświadczyłem aktu łaski w postaci „gestu handlowego”
Sklep gdzie kupiłem rower, podobno reklamowali reklamację, jak widać bez rezultatu, ale z powodzeniem — jakkolwiek to brzmi. Ostatecznie mam wymienione oba pedała oraz całą korbę (albo co najmniej oba ramiona). Przy okazji z zachowaniem terminu zrobiony pierwszy przegląd, na którym sprawdzono szereg rzeczy np. hamulce, przerzutki, dokręcenie śrub, ciśnienie w kołach... Więc niby wszystko na tip-top.
Rower odebrałem 17 Października po ustaleniu terminu odbioru z serwisem. Wyjechałem i…. coś mi nie gra, coś źle jedzie. Patrzę KAPEĆ! W sensie nie but taki tylko brak powietrza w tylnym kole. Przypomnijmy czy do kół było zaglądane podczas przeglądu? (patrz pogrubienie akapit wyżej). Facepalm.jpg no ale najlepszym się zdarza, szybkie pompowanie i jedziemy dalej…
Odbierając swój, jednocześnie do przeglądu zostawiłem rower małżonki, który był już gotowy (po przeglądzie) następnego dnia :). Oczywiście zgłosiłem wszelkie uwagi jak na przykład to, że przerzutki na dowolnym biegu tak układają łańcuch, że ociera się niemile, strzela, spada i inne cuda. Mam nadzieję, że to tylko kwestia regulacji i chłopaki z tego sklepu zrobili co trzeba 🙂
Czyli niby wszystko dobrze. Git. Rower odbieram 28 Października.
Wracając do jazdy, jestem w miejscach, o których istnieniu nie miałem pojęcia. W miejscach, w których nigdy nie byłem, i nie wiedziałem co tam jest. Poznaję, gdzie prowadzą drogi i dróżki 🙂 Obserwuję przepiękne widoki w tym zachody słońca. Znam miejsca dzikiego wysypywania śmieci, oraz ich spalania (niektóre są nawet widoczne z kosmosu).
Tu to nawet jakieś szczyty górskie widać, tylko nie wiem, co to dokładnie jest… Tatry? Ktoś rozpozna wierzchołki?
Do dętek wlej SLIME. Polecam, używam w hulajnodze. Ratuje w fatalnych sytuacjach. Są różne środki, ale ja polecam ten, bo się sprawdził.