Wszyscy chyba dobrze znają kampanię reklamową banku ING dotyczącą „internetowego” nowoczesnego klienta, który za usługi wykonywane na własną rękę nie musi ponosić dodatkowych kosztów za jego obsługę (cyt. Dlaczego miałbym płacić za coś co robię sam? Jestem internetowy i za prowadzenie rachunku oraz przelewy nie płacę)- zainteresowanych odsyłam na: http://media.ingbank.pl/pl/pr/153295/w-ing-internetowi-nie-placa-bo-wszystko-robia-sami
Tym czasem nie wszystkie serwisy są tak wspaniałomyślne jak ING. Mimo iż w momencie gdy rozpoczęła się ich kampania, ja pukałem się w głowę, bo mając konto w mBanku już od dawna nic nie płaciłem. Nie o tym jednak rozprawa.
Rezerwowałem wczoraj wejściówkę do kina na dzisiejszy seans. Domyśliwszy się, że skoro będzie sobota, a film nowy, pewnie będzie sporo ludzi napierających na kasy celem zakupienia biletu. Postanowiłem więc SAM zapłacić za pomocą przelewu internetowego i SAM wydrukować SOBIE bilety w domu, by uniknąć:
- stania w kolejce,
- zdenerwowania i pospieszania sprzedawców,
- konieczności wydawania mi reszty,
- sapania pozostałych klientów stojących za mną i narzekających na długie oczekiwanie.
Niestety Cinema City naliczyło dodatkową opłatę internetową w wysokości 0,50zł za jeden bilet. Bo przecież trzeba opłacić krasnoludki, które wezmą pieniążka z mojego banku i zaniosą do CC. Przecież CC oszczędziło:
- papier na którym drukowany jest bilet,
- tusz, który maluje gdzie mam usadowić swój szanowny tyłek,
- czas pracy pracownika, który może w tym czasie zrobić coś pożyteczniejszego.